Czytaj...

17 maja 2009

Wiara i rozum.

Z rozumienia wiary jako zawierzenia wynika jeszcze jedna, szalenie istotna kwestia. Kwestia relacji, które zachodzą między rozumem, a wiarą. Próbuję z owej idei zawierzenia wysnuć odpowiedź dla tych, którzy widzą sprzeczność pomiędzy próbą rozumienia rzeczywistości wiary, a wiarą samą w sobie.

Przyjmując moją definicję wiary, którą krótko przedstawiłem w poście poniżej, nie ma i nie może być żadnej sprzeczności między wiarą, a rozumiem. Sprawa jest niesłychanie prosta. Wiara rozumiana jako zawierzenie jest decyzją na wskroś egzystencjalną, obejmuje bowiem całego człowieka. Człowiek w całości powierza swój los w ręce Boga. Widząc, że Bóg jest Miłością, człowiek nie oczekuje od Niego niczego, a tym bardziej nie pragnie, aby realizował on jego ludzki, ułomny plan na swoje życie. Człowiek w całości się powierza, a Bóg w całości go przyjmuje.

Gdzie zatem podział się rozum ? Gdzie jest domniemana sprzeczność pomiędzy wiarą, a racjonalnymi dociekaniami ? Ano, owa sprzeczność została obdarta z wszelkiej argumentacji za nią przemawiającymi mocą samej definicji wiary jako zawierzenia. Gdzie jest w tym momencie miejsce rozumu ? Rozum może próbować ze wszystkich sił zrozumieć to, co człowieka otacza, choć wiemy jak często będzie pozostawał bezsilny. Rozum winien robić wszystko, aby rozświetlić mroki ciemności, w którą człowiek w akcie swojego zawierzenia się rzuca. Piszę "może próbować", "winien robić wszystko, aby..." i piszę - jak mi się zdaje - słusznie, ponieważ zasięg rozumu kończy się na prostych schematach skończoności. Rozum transcendencji tak naprawdę pojąć nie może, a kiedy wydaje nam się, że cokolwiek z tejże transcendencji dzięki rozumowi jasno widzimy, to jest to tylko jakiś obraz stworzony na podobieństwo naszego skończonego świata. Jednym słowem: jasne widzenie transcendencji, jasne pojęcie Boga, które zdajemy się mieć jest iluzją, jakimś przybliżeniem, uproszczeniem nieskończonego bogactwa.

Reasumując: wiara rozumiana jako zawierzenie jest rzuceniem się w ciemną otchłań, którą rozum rozświetla jedynie w niewielkiej części. Owo zawierzenie jest zatem związane z odwagą człowieka, jakimś jego heroizmem. Nagrodą za tą odwagę zawierzenia w całości jest nadzieja, która rozświetla mroki ciemności do tego stopnia, że otwiera przed nami możliwość jasnego widzenia celu, ku któremu nasze życie, nasz lot na dno otchłani zmierza. Tym celem są pełne Miłości otwarte ramiona Boga, który oczekuje na swoje dziecko, aby oddać mu wszystko Czym Jest i co posiada.
Jednak już samo spadanie na dno wieczności jest pełne Obecności Boga, już samo zawierzenie, sam skok w Świętości Boga nas zanurza...

Metafora wiary (zawierzenia) jako skoku w ciemną otchłań zdaje się być dość bogata, proponuję każdemu wykorzystać własny rozum, aby się w nią zagłębić tym samym rozświetlając część owej otchłani. Wtedy i zawierzyć będzie łatwiej. I niech tak będzie.

Zawierz Bogu całego siebie. Już czas, już czas...

0 komentarze: