Czytaj...

8 kwietnia 2009

Via Dolorosa

Via Dolorosa.

Nie wiem, czy Via Dolorosa wiedzie przez dawne centrum Jerozolimy. W ogóle nie wiem jak wyglądało tamto centrum. Nigdy tam nie byłem, nie wiem.

Wiem jednak, że broczący krwią Jezus z krzyżem na ramieniu nieustannie i choć pokornie to całkiem bezkompromisowo pragnie przeciskać się przez centrum ludzkiego, mojego serca. Co gorsza wielce nonkonformistycznie nie zatrzymuje się wcale na czerwonym świetle wstydu i lęku przed reakcją tłumu. Permanentnie nie przechodzi przez przejścia dla pieszych pragnąc złamać wszelkie schematy mojego działania. Rozregulowuje cały, skrzętnie zaprogramowany, dobrze działający mechanizm mojego funkcjonowania w tym świecie, bo przecież ludzie mnie lubią, czuje się wolny i - powiedzmy - dobrze czuję się w swojej własnej skórze. Wszystko jest ok. A On, mimo wszystko, przełazi mi znowu przez sam środek mojego serca. Może gdyby przeszedł się gdzieś po rogatkach, najlepiej jakąś leśną ścieżką albo - w ostateczności - poboczem, nic by się wielkiego nie stało. Odbębnilibyśmy naszą świąteczną tradycję Wielkiego Piątku, po czym rozeszlibyśmy się w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku. I wszystko - na szczęście - zostałoby jak dawniej.

Ale nie. Jezus przechodzi przez centrum serca. Czasem wydaje mi się nawet, że zamiast krzyża na swoim ramieniu niesie mnie samego. Zakrwawiony Skazaniec niesie mnie na swoim ramieniu przez centrum miasta. Czasem przechodzi - jakby na złość - pod oknami moich najlepszych kolegów, przed którymi gram rolę fajnego kolesia, który wiarę w Jezusa ma schowaną gdzieś głęboko w kieszeni. Wyglądają przez okna. Znajomi, koledzy, sąsiedzi, piękne dziewczyny i niechlujni menele. Wszyscy mnie widzą na Jego ramieniu. Na ramieniu kogoś, kogo skazali na śmierć. Na ramieniu kogoś, kto z zakrwawionym ciałem odzianym w poszarpane łachmany jest wzorem poniżenia, odrzucenia, a nawet obciachu. Patrzą na Niego, jakby chcieli powiedzieć: "Trzeba było się wychylać ?! Nie lepiej było zostawić w spokoju faryzeuszów i wyznawać swoją wiarę w cichości własnego serca ? Wiara jest przecież sprawą prywatną !" Prowadzą gdzieś poza miasto. I - wydaje się - mają słuszność. On nie jest jednym z nich. On do nich nie pasuje, bo kto w dzisiejszych czasach gada o nadstawianiu drugiego policzka albo miłości nieprzyjaciół ?! Nie pasuje. Jak puzzel z innego zestawu psuje całą, piękną kompozycję. Nie top naszych świń, nie burz naszej świątyni. My czujemy się dobrze. Odejdź.

Jezus przechodzi przez centrum serca człowieka. Gdzie jest Twoja Via Dolorosa ? Na pewno nie tam, gdzie chciałbyś, żeby była. Jest zupełnie gdzie indziej. Zapewne tam, gdzie najbardziej nie chciałbyś, żeby była. Tam gdzie najbardziej boli. Tam gdzie najwięcej cierpienia z powodu wstydu, wyśmiewania, wytykania palcem. Zapewne tam. Jezus wyznaczył Ci tą drogę swoją krwią, której krople z każdym krokiem ściekały na ziemię wprost z Jego ran. Ta krew nie wyjaławia, wręcz przeciwnie - użyźnia glebę Twojego serca. Dzięki temu będziesz lepszy. Via Dolorosa to ścieżka do centrum swojego serca.

Jezus przechodzi przez centrum serca człowieka.

1 komentarze:

Timhoni pisze...

Widzę Łukaszu, iż głękoko zakorzeniony jest w Tobie dar wiary. Wiara to diament, który trzeba pielęgnować dobrymi i podobającymi się Bogu uczynkami, by mógł stać się brylantem. W sumie jesteś młodym człowiekiem a rozpościera się już w Tobie roztropna dojrzałość. Życzę wiele wytrwałości, gdyż rzeczywistość niejednokrotnie spycha nas na boczny tor człowieczeństwa a istota ludzka jako byt silny i kruchy jednocześnie pozostawiony samemu sobie drży i truchleje w obliczu pustki niczym dziecko w objęciach samotności. Pozdrawiam serdecznie...