„Będą znaki na słońcu, księżycu i gwiazdach, a na ziemi trwoga narodów bezradnych wobec szumu morza i jego nawałnicy. Ludzie mdleć będą ze strachu, w oczekiwaniu wydarzeń zagrażających ziemi. Albowiem moce niebios zostaną wstrząśnięte. Wtedy ujrzą Syna Człowieczego, nadchodzącego w obłoku z wielką mocą i chwałą. A gdy się to dziać zacznie, nabierzcie ducha i podnieście głowy, ponieważ zbliża się wasze odkupienie.” Łk 21, 25-28
Czytamy: „trwoga bezradnych”. Bezradność jest doświadczeniem kresu ludzkich możliwości. Jej matką jest uczucie niezaspokojonego głodu, z którym nie da się żyć. Skąd bierze się głód, o którym mówimy ? Głód ten jest skutkiem źle wykorzystanej wolności – pójścia w stronę własnej pożądliwości i pychy. Owo „złe wykorzystanie” nie jest „błędem”, lecz złem, zdradą wobec Boga i – co za tym idzie – samego siebie. Bezradność jest zatem stanem człowieka, który uprzednio wybierając zło, doszedł do kresu drogi prowadzącej w przepaść. Przyjrzyjmy się dramatowi bezsilności. Posłużymy się obrazem: oto człowiek na skraju przepaści.
Dramat wiąże się zawsze z tragizmem wyboru - „cokolwiek bym uczynił, postąpię źle”. Tak jest również w przypadku naszego obrazu. Krok naprzód, w przepaść wiąże się z nieuchronną śmiercią, której się lękam; której nie chcę. Krok w tył byłby równoznaczny z uznaniem własnej porażki, które – jeśli nie wiązałoby się ze wstydem wobec innych, to stanowiłoby podstawę kryzysu wiary we własną wartość. Człowiekowi stającemu na skraju przepaści towarzyszy strach, (przed)smak doznanej porażki i doświadczenie kresu możliwości. Człowiek ten zdaje sobie sprawę z bolesnej prawdy – jego obraz świata legł w gruzach, ponieważ był tylko marną iluzją. Nie jest mu obca również rozpacz, która jest istotą bezradności. Tragizm zasklepia wszelkie wyloty ku światłu, przez co ciemność zdaje się niepodzielnie panować nad opisywanym dramatem. Czy człowiek uwikłany w ten dramat jest jeszcze w stanie się z niego uwolnić ?
Niespodziewanie na tle bezradności człowieka pojawia się nadzieja, która swym światłem rozświetla mroki ciemności. Nadzieja jest odpowiedzią Dobra na zło rozpaczy. Nie byłoby nawet cienia nadziei w życiu ludzi, gdyby nie poczucie i akceptacja własnej „samoniewystarczalności”. Owa „samoniewystarczalność” wymaga od człowieka ofiary najwyższej – ofiary z samego siebie, tzn. całkowitego powierzenia siebie Bogu. Dopiero zdolność do powierzenia samego siebie otwiera na perspektywę nadziei.
W kwestii „otwarcia na perspektywę nadziei” tkwi jednak pewien paradoks. Brzmi on następująco: doświadczenie bezradności jest błogosławieństwem. Bez niego człowiek mógłby przez całe życie kroczyć ścieżkami zła pogrążając się coraz bardziej w ciemności grzechu nieustannie wierząc w słuszność własnych wyborów. Świadomość „samoniewystarczalności” jest konieczna, aby otworzyć się na Boga i bliźniego. Bezsilność jest ponadto płaczem nad samym sobą (Łk 23, 28). Łzy są widocznym znakiem daru ofiarowanego ludziom dla ich oczyszczenia.
Jakie znaczenie ma dla nas bezsilność ? Wydaje się ona bardzo pomocna, jeżeli nie niezbędna w drodze ku nawróceniu. Zaryzykuję tutaj stwierdzenie: niepełne jest człowieczeństwo kogoś, kto nigdy nie poczuł się bezradny. Doświadczenie bezsilności jest często równoznaczne ze śmiercią „starego człowieka”. Ponadto jest ono konieczne dla otwarcia się na nadzieję płynącą najpełniej z powierzenia się Bogu, podobnie jak wielkopiątkowa słabość, bezsilność była konieczna, aby radość ze Zmartwychwstania była pełna, wiara silna, nadzieja ufna, a człowieczeństwo Apostołów dojrzałe.
Jezus mówi: „Będą znaki na słońcu, księżycu i gwiazdach, a na ziemi trwoga narodów bezradnych wobec szumu morza i jego nawałnicy.” Owe znaki poprzedzające przyjście Chrystusa to szansa dana człowiekowi. To ostatnia szansa, aby poczuciu absolutnej bezsilności wobec „szumu morza i jego nawałnicy” towarzyszyła droga ku nawróceniu. Bóg już dziś wyciąga do Ciebie ojcowską dłoń, lecz... czy jesteś w stanie ją przyjąć ?! Pamiętaj – brak wyboru jest złem odtrącenia Miłości, którą Bóg Cię darzy.
Przyjdź królestwo Twoje !
1 komentarze:
Czy poczucie bezsilności zawsze bierze się, ze źle obranej drogi? Mnie często ogarnia bezradność gdy myślę na przykład o dzieciach w Kongo, którym nie mogę pomóć. Albo nieco bliżej, gdy myślę o przemianach polityczno-społecznych jakie powinny nastąpić w Polsce, a nie następują, ze względu na duży opór społeczeństwa.
Może jest tu gdzieś mój błąd, ale niestety nie jestem jeszcze chyba na tyle mądry, żeby go zauważyć. Zgadzam się natomiast w stu procentach, że drogą do wyjścia z bezradności jest nadzieja. Łatwo jednak wpaść w pułapkę myśli, że nadzieja sama nas wyciągnie. Że samo powierzenie się Bogu nam pomoże.
Św. Ignacy z Loyoli pisał: Ufaj Bogu tak, jakby całe powodzenie spraw zależało wyłącznie od Niego; tak jednak dokładaj wszelkich starań, jakbyś ty sam miał wszystko zdziałać, a Bóg nic zgoła.
Na tej samej zasadzie, inwokacja "przyjdź królestwo Twoje" nie może być manifestem oczekiwającego, ale planem działania. To naszym obowiązkiem jest realizacja Królestwa Niebieskiego, na kształt zawarty w Kazaniu na Górze.
Prześlij komentarz